Bonjour, ici Paris, ca va bien? Dziś kolejna porcja wrażeń. Dzień rozpoczęliśmy w Oranżerii napawając się widokiem obłędnych nenufarów pędzla nie byle kogo, bo samego Claude'a Moneta. Potem spacer Polami Elizejskich do Łuku Triumfalnego, po drodze kawa i malutkie croissanty dla podkreślenia francuskich klimatów, a potem - kierunek - Wersal. Kiedy wchodziliśmy do pałacu, w którym każdy z nas chciałby pomieszkać choć jeden dzień, zaczęło - niestety - padać. Nakarmiwszy więc oczy widokami zapierającymi dech w piersi wróciliśmy do naszego Versace (błękitny autobus), bo spacer po wersalskich ogrodach bez kaloszy i płaszcza przeciwdeszczowego nikogo nie skusił. Nikomu z nas nie zaproponowano też zamieszkania w królewskich luksusach, a świadomość smutnego końca Ludwika XVI i jego małżonki, Marii Antoniny, nie przekonała do zakupu precjozów w tamtejszym sklepie z pamiątkami. W drodze powrotnej z Wersalu przejechaliśmy przez La Defense, najnowocześniejszą dzielnicę Paryża, w której niejednego drapacza chmur nie powstydziliby się mieszkańcy Nowego Jorku. Potem - z powodu deszczu - zwiedzanie miasta z okien autobusu i ostatecznie, po obiedzie i zakupach na Montparnasse obejrzeliśmy miasto z wysokości 56 piętra. Ktoś nawet zastanawiał się, czy nie wejść na wieżę na piechotę, ale ostatecznie wszyscy wjechali windą. Było warto, te widoki pozostaną z nami na długo. Rozświetlone tysiącami neonów miasto, cudownie podświetlona wieża Eiffla, ulice, sklepy, galerie sztuki, aż dech zapierają w piersiach i nie sposób zaprzeczyć, że przy każdej pogodzie Paryż jest the best! W tym podniosłym nastroju wróciliśmy do hostelu, odpocząć przed kolejnym dniem i pogłębić integrację, bo to przecież nasza ostatnia noc w Paryżu😉 Jutro całodniowa przygoda w Disneylandzie, ciekawe czy będzie padać...
Oprac. p. Anna Pycka